Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Monika Brodka - "Granda" recenzja


Monika Brodka – „Granda”(2010)

                                                                                                                                                                                        
            Monika Brodka porzuciła popową stylistkę swych dwóch poprzednich płyt i upitrasiła album, o jakim rzekomo marzyła. Zaserwowała płytę szaloną, odważną, niezwykle kolorową i optymistyczną, nie komercyjną. Płytę piękną, nonkonformistyczną.
            „Grandę”, bo o niej mowa, wypełnia eklektyczna mieszanka soft rocka, ambitnego popu, alternatywy i klubowej elektroniki, podszyte folkiem i ciągotami do Björk. Pięknie przeplatają się brzmienia żywych instrumentów z elektroniką. W singlowym „W piąciu smakach” potrafiła spleść orientalizm, pędzące electro z góralskimi inklinacjami. Te góralskie motywy czasem są dosłowne, wyeksponowane w intrach, a czasami kłębią się gdzieś na drugim planie. Miło, że artystka wreszcie sięgnęła do swych korzeni. Dorze to wszystko jest wyprodukowane, ujęte w organiczne i klarowne brzmienie (producentem był Bartek Dziedzic).
            Płytę otwiera „Szysza”, niemalże dziecięca eksplozja radości, niczym szalona impreza okraszona góralskimi zaśpiewami. Jazda po bandzie, brawa za odwagę. Efekt jest zachwycający. „Wszystkim piątej klepki brać, a ja popatrzeć chcę…” śpiewa Monika i niech to będzie motto całego krążka.
            Utwór tytułowy to zadziorna electro z soczystym riffem gitary akustycznej. W zwrotkach pobrzmiewa słabość do dokonań Beth Ditho i spółki.  Bas też pięknie tu chodzi.  „Saute” to erotyk, bardzo namiętny, w którym Brodka wypada genialnie. Ma bardzo fajny tekst, niebanalny, z intrygującymi metaforami.
            Fajnym przerywnikiem jest króciutki „Hejnał”. Zagrał go na trombicie ojciec artystki. Natomiast w  „K.O.” pojawia się iście bondowski motyw zmieszany z podkładem nasuwającym spojarzenia z Sydneyem Polakiem. Akustyczna gitara ładnie eksponuje się też w numerze „Syberia”, który jest swoistym wyhamowaniem na płycie. Śliczna ballada akustyczna, orbitujące pomiędzy, folkiem, country, a poezją śpiewaną i kolędą. Okraszona lekko połamanym tekstem prezentuje się uroczo, a wręcz wzruszająco. To najspokojniejszy i najpowazniejszy moment „Grandy”. Tuż za nią czai się subtelna ballada z akompaniamentem pianina, z gotującą się podskórnie do eksplozji pulsacją. Dzieło wieńczy „Excipit”, zaśpiewany po francusku, mogący kojarzyć się miejscami. z Anią Dąbrowską
            Brodka napisała większość tekstów na krążku. Jak sama wspomniała, chciała bawić się słowem i to słychać. Zwariowane i nieoczywiste są to liryki, bardzo rytmiczne, pełne językowych gierek i łamańców. Gdzieś w tym pobrzmiewa Nosowska, ale Brodka udanie kreuje własny styl. Pomogli jej Jacek „Budyń” Szymkiewicz i Radosław Łukaszewicz. Słowne figle owocując nuieprzywidywalnością, nigdy nie wiadomo co wydarzy się w kolejnym wersie.
            „Granda” pełna jest dowcipu, dystansu do siebie i mometami wręcz pastiszu. Piękna do płyta, będąca prawdziwym debiutem Brodki. Artystka wyraźnie dobrze się bawi, pokazuje swoją zadziorność i góralski temperament. Zaryzykowałbym do tego nawet stwierdzenie, że z charakteru jest to płyta wybitnie punkowa.
            Któryś z recenzentów stwierdził na „Grandzie” jest „chujowo – ludowo” i zalatuje Czesławem Mozilem. Owszem, można doszukać się podobieństw do Czesława, ale Brodka doprowadziła elementy pastiszu i butnego kabaretu do porządku, w swojej szalonej wersji.
           

Brodka – „Granda”2010
1.  Szysza
2.  Granda
3.  Krzyżówka dnia
4.  Saute
5.  Hejnał
6.  W pięciu smakach
7.  Bez tytułu
8.  K.O.
9.  Syberia
10.     Kropki kreski
11.     Excipit


Czas: 35 minut

Wydawca: Sony


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz